Recenzja filmu

Para na życie (2009)
Sam Mendes
John Krasinski
Maya Rudolph

Wszyscy jesteśmy popaprani

"Para na życie" okazuje się przeżyciem niemalże intymnym, prostą i bezpretensjonalną opowieścią o nas samych.
Tego jeszcze nie było. Oto Sam Mendes zrobił film o szczęśliwych ludziach. Ten specjalista od sfrustrowanych panów w średnim wieku, mafiosów targanych moralnymi wątpliwościami oraz znawca toksycznych małżeństw opowiedział o młodej, całkiem szczęśliwej parze. I choć "Para na życie" jest filmem zupełnie innym niż wcześniejsze dokonania Mendesa, ta ciepła komedia okazuje się obrazem równie znakomitym.

Mendes odwraca schemat znany z "American Beauty" i "Drogi do szczęścia". Podczas gdy bohaterowie tamtych filmów mieli wszystko, czego mogli zapragnąć – rodzinę, niezłą pracę i sielski domek, tytułowa "Para na życie" nie ma prawie niczego. Burt (John Krasinski) i Verona (Maya Rudolph) mieszkają w zapuszczonym mieszkaniu, którego jedno z okien wypełnione jest kartonową płytą, a ich wiekowe Volvo z pewnością pamięta lepsze czasy. Nie są nawet małżeństwem, bo dziewczyna nie pała entuzjazmem dla tej społecznej instytucji. W ogóle są jacyś inni. "Nikt nikogo nie kocha tak, jak my siebie" – mówi Verona, a w jej wyznaniu nie ma pychy, lecz strach. Trzydziestoparoletnia para mierzy się bowiem z poczuciem inności. Tym bardziej intensywnym, że Burt i Verona właśnie spodziewają się dziecka. W związku z tym wyruszają w podróż po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, odwiedzają znajomych, rodzinę i przyjaciół, by znaleźć nowe, lepsze miejsce do życia dla siebie i przyszłej latorośli.

Reżyser "Jarhead" nie uznaje sztywnych konwenansów. Przełamywał je w swoich poprzednich filmach, robi to i teraz. Jego bohaterowie śmiało rozmawiają o smakowych doznaniach towarzyszących seksowi oralnemu, o cielesności i strachu przed światem. Ale nie dlatego film Mendesa jest obrazem odważnym. Jego siła bierze się nie z obyczajowej śmiałości, lecz stąd, że angielski reżyser obnaża słabość społecznych konwencji, instytucji i konwenansów.  

Portretując drugoplanowe postaci, Mendes celnie pokazuje ich teatralność i umiłowanie sztuczności. Ojciec Burta (Jeff Daniels) wciąż nadużywa wartościujących, nadętych przymiotników; szefowa Verony (świetna Allison Janney), choć pozuje na zdystansowaną ironistkę, okazuje się wrzaskliwym babsztylem bez serca; a dawna przyjaciółka Burta (brawurowa Maggie Gyllenhaal) jest szurniętą entuzjastką New Age i zagorzałą przeciwniczką wózków dziecięcych. Zderzeni z sympatyczną Veroną i nieporadnym Burtem, wszyscy oni wydają się ofiarami ogólnie przyjętych konwencji, ludźmi zmiażdżonymi przez społeczną presję. Opowiadając o nich Mendes pokazuje, jak budujemy wokół siebie ściany pozorów, tworzymy własne legendy, by chociaż na chwilę wygrać w urojonej rywalizacji o to, kto będzie lepszy, normalniejszy, bardziej poprawny.  

W jednej ze scen Verona pyta swojego chłopaka, czy aby oboje nie są popaprani. Mendes zdaje się odpowiadać – owszem, wszyscy jesteśmy popaprani. I bardzo dobrze. Nie warto bowiem uciekać przed samym sobą, chować się przed własną innością. Burt i Verona, którzy przemierzają trasę między Phoenix, Tucson, Madison, Montrealem i Miami ostatecznie znajdują swój własny świat. Nie jest idealny, lecz własny. Taki jest cel podróży, w którą zabiera nas Sam Mendes. Ten ostatni pokazuje, że najważniejszym kluczem do szczęścia jest oswojenie własnych kompleksów, lęków i samotności. Mendes w swojej historii przekonuje, że czasem nie warto prężyć ambicjonalnych muskułów, emocjonalnie napinać się i puszyć. I chyba dlatego tak bardzo kibicujemy jego bohaterom, dzięki którym "Para na życie" okazuje się przeżyciem niemalże intymnym, prostą i bezpretensjonalną opowieścią o nas samych.

Bartosz Staszczyszyn
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Mendes po raz kolejny igra ze społecznym konwenansem. Tym razem jednak zamiast przenikliwie ironicznego... czytaj więcej
O filmach Sama Mendesa po prostu nie da się zapomnieć. Po genialnych "American Beauty" i "Drodze do... czytaj więcej
Sam Mendes przyzwyczaił nas, że robi filmy smutne. Czy to kryzys mężczyzny w średnim wieku, bohatera... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones